Bożena Szołtysek Wiek – Malutki Mirek ze słynnych Hajduków na scenie. Mirek Szołtysek obchodzi 30-lecie działalności artystycznej. Ciarki przeszły mi po plecach: jak zostaniemy przyjęci poza Śląskiem? Wielokrotnie przeglądałem umowy, czy ktoś się nie pomylił i koniecznie chce, żebyśmy przyjechali – wspomina Mirek Szołtysek, jeden z najpopularniejszych wykonawców śląskiej sceny. Wokalista obchodzi w tym roku 30-lecie pracy artystycznej, które kilka dni temu świętował wspaniałym benefisem.
Jedni schodzą ze sceny, inni na niej debiutują, a Szołtysek zostaje. Bo to się nie zmienia. Nie modyfikuje swoich poglądów, pola widzenia, jest tak samo szczery w stosunku do swojej publiczności, która jest nie tylko ze Śląska. Ona jest wszędzie. Gdybym przez trzydzieści lat spędzonych na scenie zapomniał o tych korzeniach, nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj – mówi Mirek Szołtysek, jeden z najpopularniejszych śląskich wykonawców. Jest gościem w domu, mimo to pędzi na koncerty, promocje czy spotkania. Jest orędownikiem śląskiej kultury i tradycji.
W najbliższą sobotę obchodził 30-lecie pracy artystycznej oraz 20-lecie zespołu Wesołe Trio. W Chorzowskim Domu Kultury odbyła się impreza charytatywna Mirka Szołtyski z udziałem gości. Na scenie wspierali go Edward Simoni, Jacek Silski, Andrzej Skaźnik i Darek Band. Nie trzeba dodawać, że impreza zgromadziła wypełnioną publiczność, a bilety rozeszły się jak ciepłe bułeczki.
Na scenie nie ma improwizacji, nie ma fałszu. Zawsze mówię skąd jestem. Mam nawet swoje przezabawne hasło: „Mały Mirek od słynnych Hajduków”, czyli z Chorzowa-Batorego – uśmiecha się piosenkarka. Z dumą podkreśla, że dorastał w skromnej śląskiej rodzinie. Nigdy nie mieliśmy przecieku. I mnożę to do dziś – mówi Szołtysek.
Rok urodzenia: 1982 (40 lat)
Podkreśla, że tradycji nie da się nauczyć w jeden dzień. Zawsze była w naszym domu. Wiadomo, że przekazywanie z pokolenia na pokolenie jest różne, bo czasy i ludzie się zmieniają, dzieci zakładają własne rodziny. Jednak ważne jest, aby facet, niezależnie od tego, skąd pochodzi, mógł mówić o miejscu, w którym się urodził. Nie ma większej wartości niż to. Wiemy, jak dzielić się tym, co mamy. Nie tylko z rodziną – tłumaczy Mirek Szołtysek.
Śpiewanie w kościele, praca w hucie. Etap wygrał. Zanim Mirek Szołtysek zawodowo i na stałe związał się z muzyką, pracował w hutnictwie. Przez 20 lat pracowałem w hucie, bo trzeba było z czegoś żyć. Ale nie byłem z tego bardziej niż zadowolony. W 2000 roku moja głowa nie mogła już tego znieść i postanowiłem przestać. Musiałem dokonać wyboru, aw czasach, gdy nie było pracy, było to dość niebezpieczne. Tymczasem od początku fantazjowałem o scenie – dodaje.
Kiedy miałam 10 lat, zaczęłam śpiewać w kościele. Nie wstydzę się tego, naprawdę mi się podobało. Następnie byłem lektorem-kantorem i pełniłem tę funkcję przez 26 lat. Tak to wszystko się narodziło. W latach 80. zaprzyjaźniłem się z ks. Jerzym Szymikiem, dzięki któremu udało mi się zorganizować wiele spektakli – wspomina artysta.Jego popularność zaczęła się od zespołu Duo Trapery.
„Telefoniada”, słynny program Telewizji Katowice, piosenka „Boluś i Boguś”. Ale to było regionalne. Nieoczekiwanie powstała telewizja TVS, która dla tego regionu stała się portalem do całego świata. Ciarki przeszły mi po plecach: jak zostaniemy przyjęci poza Śląskiem? Wielokrotnie sprawdzałem umowy, aby zobaczyć, czy ktoś się nie pomylił i absolutnie nie chce, żebyśmy przyjechali. Pragnęli. Co więcej, przed sceną czekały tysiące ludzi, nie tylko w wieku powyżej 50 lat.
Kiedyś przyjechaliśmy tam na spektakl w ramach trzydniowego pikniku. Mieliśmy grać jako ostatnia drużyna. Moją uwagę od razu przykuły leżące na scenie kamienie. Zapytałem organizatorów, dlaczego tam byli. „Właśnie grał tu zespół rockowy i nie spodobało im się to” — otrzymałem szybką odpowiedź. Wierzyłem, że jeśli zespół rockowy nie zdobędzie rozgłosu, na pewno nas zamordują. Piętnaście minut przed spektaklem przed sceną zatrzymały się dwie karetki pogotowia, dwa radiowozy i wóz strażacki. Wszyscy czekali, co się stanie.
Muzyka bankietowa stopniowo rozwijała swoją pozycję. Oczywiście nie każdy musi lubić imprezową muzykę. Ma też swoich przeciwników, a najczęstszą krytyką są mdłe teksty i uproszczona muzyka. Ten styl innowacji od wielu lat sukcesywnie rozwija swoją pozycję. Początkowo tylko w wersji „live” – na festiwalach, piknikach, kameralnych koncertach, dopiero z czasem przedostał się do mediów. Jest pracoholikiem i profesjonalistą w każdym calu. Muzyka śląska nie jest już śląska. Idzie dalej. Mirek Szołtysek swój pierwszy koncert w Stanach Zjednoczonych dał w 2008 roku w Chicago. Pamiętam, jak organizowaliśmy koncert w Chicago. Przybywamy. Wspaniała sala, robiąca ogromne wrażenie, a nie jedna osoba. Wydarzenie zaplanowano na godzinę 19.00, jednak godzinę wcześniej na sali nadal nikogo nie było. Zdeptaliśmy nerwowo w miejscu.
Jest dumny ze swoich trzech córek. Jeden ma 3,5 roku i przygotowuje się na scenę. Bez żadnych skrupułów głośno śpiewała „Sto Lat”. Kiedy dochodzę do występu, nikt nie pyta już o Szojtysku, tylko wtedy, gdy przybyła Julka – mówi ze śmiechem. Muzyk myśli o przyszłości (zwłaszcza muzycznej) swojego najmłodszego potomstwa z dyskrecją i ostrożnością.
Rozmawia gołębie przewoźników, a jego dom jest pełen kanarów. Mirek Szoktysek nie ukrywa, że uwielbia na świeżym powietrzu i zwierzęta. Zajęty muzyk próbuje również znaleźć wolny czas na swoją największą miłość. Mam w domu wiele kanarów. Ale hoduję także gołębie nośników. Od lat utrzymuję zainteresowanie, ponieważ jest to także kołyska śląska. Nie mieszkam w willi ani nowoczesnej strukturze, ale w pięknej starej rodziny. Czuję się najlepiej, mówi.